MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Taylor Swift nie wzbudza większych emocji. Pearl Jam nadal tworzą rockowe hymny. Mark Knopfler ujmuje nostalgicznym nastrojem.

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Taylor Swift
Taylor Swift George Walker IV/AP Photo
Taylor Swift rzuciła świat na kolana - ale jej nowe piosenki nie wzbudzają większych emocji. Lepiej idzie Pearl Jam, który nagrał najlepszą płytę od lat 90. Mark Knopfler kontynuuje amerykańską tradycję songwritingu. Myrath to ewenement - progresywny metal z Tunezji. Recenzujemy nowości płytowe.

Trwa okres lęgowy bocianów

emisja bez ograniczeń wiekowych

Taylor Swift „The Tortured Poets Department”, Universal, 2024
W ciągu trwającej niespełna dwie dekady kariery, amerykańska wokalistka wyrosła na największą gwiazdę współczesnego popu. Początkowo wykonywała country i wydawało się, że pozostanie gwiazdą Nashville i jej popularność nie wykroczy poza USA. Stało się jednak inaczej. Kiedy zwróciła się w stronę popu, z roku na rok zyskiwała coraz większą sławę. Dziś jej słowa decydują o wyniku wyborów prezydenckich w Stanach, a w Polsce ma tylu fanów, że z powodzeniem wyprzedaje trzy koncerty pod rząd na Stadionie Narodowym w stolicy.

Jedenasty album w dyskografii Taylor Swift okazał się kolejnym jej sukcesem – z miejsca pobił wszelkie rekordy na Spotify. Krytycy byli jednak podzieleni. Nie wszystkim spodobały się teksty nowych piosenek wokalistki: jedni docenili ich emocjonalność, a drudzy – stwierdzili, że brak im dawnej głębi. Z polskiego punktu widzenia liczy się bardziej, że tym razem Swift odwróciła się od tanecznego synth-popu w stronę bardziej mainstreamowego pop-rocka z gitarami i fortepianem w roli głównej. Słucha się tego przyjemnie, ale też bez większych emocji.

Pearl Jam „Dark Matter”, Universal, 2024
Większość zespołów wyrastających z grunge’owego boomu początku lat 90. stawiała na młodzieńczy bunt, podszyty punkowym nihilizmem. Nic więc dziwnego, że narkotyki i depresja zniszczył karierę Nirvany, Alice In Chains czy Soundgarden. Inaczej było z Pearl Jam – Eddie Vedder od początku odnajdywał się w społeczno-politycznym aktywizmie, lokującym go w gronie artystów świadomie wspierających amerykańskich Demokratów. To pomogło w dużym stopniu jego zespołowi przetrwać na rockowej scenie USA ponad trzy dekady.

Poprzedni album muzycy Pearl Jam nagrywali osobno – każdy w innym miejscu i czasie. Odbiło się to negatywnie na muzyce z „Gigatona”. Cztery lata później Vedder skrzyknął kolegów do jednego studia i zorganizował wspólną sesję. To był dobry pomysł: krytycy już okrzyknęli „Dark Matter” najlepszym albumem Pearl Jam od lat 90. Za sprawą takich piosenek, jak „Upper Hand”, „Wreckage” czy „Waiting For Stevie” w recenzjach płyty posypały się gwiazdki, przypominające, że choć amerykańska grupa pewnie nie nagra już jakiegoś przełomowego albumu, to nadal potrafi stworzyć rockowe hymny, które świetnie zabrzmią na stadionach.

Mark Knopfler „One Deep River”, Universal, 2024
Kiedy brytyjska grupa Dire Straits zaczynała działalność w drugiej połowie lat 70., nic nie wskazywało na to, że dekadę później będzie jedną z najpopularniejszych formacji rockowych na świecie. Jej muzyka przeszła jednak w tym czasie sporą przemianę: od zwiewnego blues-rocka do energetycznego rocka o stadionowym brzmieniu. Nic więc dziwnego, że jej lider, zmęczony komercyjnym sukcesem, postanowił w 1988 roku rozwiązać będący u szczytu popularności zespół, czego koledzy ze sceny i fani do dziś nie mogą mu przebaczyć.

Dzięki temu, że Dire Straits zakończyli działalność, Mark Knopfler mógł poświęcić się działalności solowej. Efektem tego już dziesiąty jego autorski album – „On Deep River”. Podobnie jak wcześniejsze, przynosi on balladowe piosenki zakorzenione w typowo amerykańskim songwritingu. Mamy więc tutaj przede wszystkim blues, ale również folk i country, z tym, że te brzmienia wpisane są w typowo brytyjską melancholię. Knopfler śpiewa i gra w charakterystyczny dla siebie sposób, którym ujmuje nie tylko dawnych fanów Dire Straits. Ma to swój urok i pozostaje liczyć, że brytyjski muzyk wystąpi kiedyś z tym materiałem w Krakowie.

Myrath „Karma”, Mystic, 2024
Tunezyjska grupa Myrath to od 2001 roku ewenement w świecie ciężkiego rocka: tworzący ją muzycy konsekwentnie przesuwają granice metalu i podbija serca fanów na całym świecie swoim unikalnym brzmieniem. „Karma” to szósty album studyjny formacji, zawierający charakterystyczną dla niej mieszankę metalu progresywnego i bliskowschodnich dźwięków. Od „To The Stars”, utworu otwierającego płytę, po urzekająco piękny „Child Of Prophecy”, album zabiera słuchaczy w egzotyczną podróż przez świat mrocznych mitów i legend. Nowe utwory zespołu ukazują wirtuozerię i kreatywność tunezyjskich muzyków, które uczyniły ostatnio Myrath jedną z najbardziej ekscytujących i innowacyjnych formacji metalowych.

„Myrath jest prawdopodobnie najbardziej niedocenianym zespołem w historii. Ich nowy album naprawdę mnie ekscytuje – mają w sobie coś świeżego i są świetni na scenie. Zagrali na małej scenie w Wacken, gdzie nikt nie przynosi więcej niż gitary i wzmacniacze. Oni przywieźli sprzęt na dwóch ciężarówkach. To było niesamowite! – mówi o Myrath Pär Sundström z zespołu Sabaton. Takie rekomendacje w świecie rocka to rzadkość - tym bardziej fani metalu powinni się zainteresować tym niekonwencjonalną formacją.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetakrakowska.pl Gazeta Krakowska